Zombiaki! Któż by ich nie kochał. Są krwiożercze, śmierdzą, rozkładają się i wykazują poziom intelektualny równy co sprytniejszym gołębiom. W okolicach Halloween pojawia się masa tekstów, seriali, filmików, filmów etc. traktujących o zagrożeniu płynącym ze strony amatorów ludzkich szarych komórek. Oczywiście najwięcej pochodzi zza oceanu wprost od wujka Sama, ale mamy też naszą rodzimą produkcję, wydaną niedawno
Dead Island.
Wyjdę może od tego, czym zombie są. Wywodzą się z wierzeń ludów karaibskich, potomków niewolników z południa USA i wszystkich okolic, w których prym wiodła religia voodoo. W praktyce byli to niewolnicy naszprycowani przez szamana wszystkimi narkotykami równocześnie i posłani do pracy przy kukurydzy. Dorobiono potem otoczkę mówiącą o duchu zamieszkującym ciało zmarłego człowieka, który jest relatywnie posłuszny i może robić w polu za dwóch. Duchy zamieszkujące zwłoki sprawiały, że trup był dosyć silny, jednak nie był zbyt rozmowny. Tak kształtuje nam się popkulturowy zombiak. Żywy trup, wyłażący z grobu, żeby zaspokoić jedyne pragnienie jakie nim steruje- głód. Przyczyny powstawania zombie zwykle nie są znane, zawsze wiadomo, że trzeba je wybić, zanim zostanie się zjedzonym. Pierwszym popkulturowym superhitem o zombie była "Noc żywych trupów". Ostatnio dorabia się coraz częściej teorię, że zombie to ofiary jakiegoś mutującego wirusa, a nie po prostu żywe trupy (resident evil, left 4 dead, walking dead).
Źródłem strachu budzonego przez zombiaki nie jest tylko fakt, że to co jeszcze tydzień temu nie żyło, teraz ma się całkiem nieźle i lezie w moją stronę. Ludzie boją się ich, bo one mogą ich zjeść, zawsze mają przewagę liczebną, zwierzęcy instynkt i trudno je zabić. A jak na dodatek są szybkie, to lepiej jest się posypać przyprawą, wetknąć jabłko w usta i czekać jako ładnie przystrojona potrawka. Na szczęście szybkie zombie zdarzają się równie rzadko, co Murzyn w Alabamie.
Sposobów na pozbycie się zombie jest masa. Najczęściej skuteczne są: dekapitacja, uszkodzenie mózgu lub rdzenia przedłużonego, spopielenie i rozczłonkowanie.Pozostałe sposoby, które powinny zadziałać na człowieka, na zombie mogą nie pomóc (zależnie od uniwersum oczywiście). O ile cześniej rzadko to się zdarzało, najnowsze produkcje łączą zombiaczą zarazę z apokalipsą, lub postapokalipsą. Co prowadzi oczywiście do rywalizacji gatunków. Homo Sapiens, jako gorzej przystosowany musi walczyć ze swoim naturalnym wrogiem (zombie) i walczyć o przetrwanie. Światy opanowane przez zombie zwykle nie są mało plastyczne i nie da się tam osadzić ciekawej fabuły, ale są sombie, jest zabawa!
Kolejną nowością dotyczącą zombiaków jest możliwość zarażenia się zombiactwem. Zdarty prosto od wilkołaków- ugryzienie, zadrapanie. Po raz kolejny twórcy poszli w ilość. Im więcej zombie na ekranie tym bardziej zaszczuty bohater, ergo tym lepiej!
Na podstawie moich obserwacji wynalazłem idealny sposób na walkę z zombie. Weźmy scenariusz postapokaliptyczny. Wystarczy włamać się do muzeum zwinąć pełną zbroję płytową, coś ostrego do dekapitowania przeciwników i tyle! to dziecinnie proste. Praktycznie nie ma opcji zostania zranionym przez zombie, kiedy ma się na sobie blachę i kolczugę. Nie trzeba się kryć po kątach, tylko można iść śmiało pomiędzy trupy. Jak skończy się amunicja, to ma się pod ręką miecz/topór/maczetę którą utrzymamy przeciwnika na dystans i odrąbiemy niepotrzebne elementy. Aż się dziwię, że ten motyw nie został jeszcze użyty, albo po prostu się z nim nie spotkałem. Jak ktoś widział coś podobnego, to proszę o napisanie o tym w komentarzu.
Przez lata idea zombie i same zombie ewoluowały. Z gnijących żywych trupów grasujących po cmentarzach, przekształciły się w krwiożercze, rozmnażające się przez drapanie tabuny zarażonych. Jedno jest pewne, gdyby po epidemii czarnej śmierci w średniowieczu wybuchła epidemia zombie, rycerze by sobie poradzili!