Wampiryzm
jest zjawiskiem istniejącym w kulturze właściwie od zawsze. Jest uosobieniem lęku człowieka przed
zezwierzęceniem, któro w tym przypadku jest przemianą człowieka w potwora nocy,
nocnego łowcę. W przeciwieństwie do likantropii, która zakłada zwilczenie
człowieka, wampiryzm jest niedookreślonym przejawem przemiany człowieka w coś,
co żywi się ludzkim mięsem lub/i krwią. Człowiek, będąc na szczycie łańcucha
pokarmowego czuje się bardzo nieswojo w środowisku, gdzie jest tylko kolejnym
ogniwem. Poza tym, niedoskonały zmysł
wzroku, uniemożliwia widzenie w ciemności, lub po zmroku. Mamy zakodowane, że
boimy się tego, czego nie widzimy, teraz wystarczy dodać do tego bycie tylko
ogniwem łańcucha pokarmowego i mamy gotowy przepis na nocnego łowcę
wzbudzającego przerażenie na każdej szerokości geograficznej.
„Ale
jak to!” Zakrzykniecie. „Przecież wampir jest istotą dookreśloną!
Nietoperzowanym stworem”. Otóż nie.
Istoty określane przez nas uniwersalnie „wampirem” rozwijały się niezależnie na
wszystkich kontynentach. I tak mamy psy, nietoperze, ptaki drapieżne i
niedookreślone monstra, które zatraciły swoje człowieczeństwo. Pisarze i inni twórcy zhomogenizowali te istoty
tworząc przekaz uniwersalny.
Nasz
europejski wampir, został oczywiście stworzony przez Brama Stokera, który oczernił
postać hospodara wołoskiego Wlada palownika i zrobił z niego to, co teraz
nazywamy wampirem. Potem było już tylko gorzej, ponieważ literatura i film
zauważyły potencjał drzemiący w postaciach wampirycznych. Powstała masa
pulpowych opowiastek, harlekinów etc. , w których wampir zamiast straszyć,
staje się wyidealizowanym, pięknie zbuntowanym kochankiem.
Dlatego
to, co zrobiła pani Meyer nie jest zniszczeniem wizerunku wampira. „Zniewieściały”
Edward, to żadna nowość. Straszne, oldschoolowe wampiry znajdziemy tylko w
horrorach, tam gdzie ich miejsce. Literatura i kultura popularna, przerobiła strasznego, nocnego łowcę na
romantycznego buntownika. Nie należy
więc rwać włosów z głowy, gdy kino i telewizja zaserwują nam kolejne
romantyczne popychadła dla wampirów z krwi i kości. Kiedy chcemy dawki
wampirzego klimatu, trzeba sięgnąć pod popkulturową otoczkę, do tworów takich jak uwielbiany przeze mnie „Hellsing”,
albo „Underworld”.
Nasza
rodzima literatura także nie obyła się bez zniewieściałego krwiopijcy.
Pamiętacie Gustawa z IV części „Dziadów”? Z opisu postaci, jego zachowania i
jego historii wynika jednoznacznie, że nie jest człowiekiem. Badacze literatury
często określają go mianem upiora, który jest po prostu słowiańskim wampirem.
Tak
więc wampir będąc strachem uniwersalnym ewoluował z postrachu wiosek, czającego
się gdzieś w ciemnościach i dybiącego na ludzką krew i mięso, w romantyczną,
charakterystyczną postać pojawiającą się w wielu utworach, niekoniecznie
jako istota straszna. Nasza kultura,
uodporniła nas na strach przed wieloma zjawiskami, w tym przed wampiryzmem. Oczywiście światowy bestseller Meyer ,
naświetlił tylko tą sprawę, bo wampiry wróciły na pierwsze strony gazet, szkoda
tylko, że brukowców. W końcu będzie tak,
że jedynym czego będziemy się bać, to utrata konta na facebooku.